No i wzięła mnie od tyłu, do reszty wciągnęła i wymiętoliła ta chęć wygadania się, a z racji tego, że dzisiaj znów sobie wolne od świata zrobiłam i stworzyłam bloga, żeby pisać, to też uczynię.
Taaak, zrobię to, mimo, że talent pisarski się u mnie nie rozwinął i nie rozwija, zatrzymał się w miejscu gdzieś na poziomie trzeciej klasy gimnazjum, więc parę dobrych lat cofam się w rozwoju i o wybaczenie szanowną publiczność, której nie mam, proszę.
Im więcej wiem, tym mniej wiem.
Od razu po przebudzeniu dał o sobie znać srogi ból głowy. Tak, ten ból o którym z zaniepokojeniem czytałam, czy aby nie jest kolejnym symptomem guza mózgu, czy innej romantycznej choroby, a o którym wyczytałam, że miewa go większość kobiet. Można więc owy uprzykrzający życie ból nazwać tutaj i teraz - chorobą cywilizacyjną płci żeńskiej, ponieważ moje buszowanie po internecie poskutkowało właśnie takim wnioskiem.
Generalnie (taaa, wiem, że tego słowa nie powinno się używać, ale widocznie mam ubogie słownictwo i używać go będę) rzecz biorąc, jak już wcześniej wspominałam - życie nie jest sprawiedliwe. Bo jaka jest sprawiedliwość w tym, że ma się dzień wolny i chęć odespania zaległych godzin, które miały być przeznaczone na sen, a tu bach - wyspanie się skutkuje bólem głowy, który jest nieodłącznym tego elementem. Co za bólem idzie - cały dzień schodzi na ubolewaniu, snuciu się po domu i ogólnym roztrojeniem skutkuje - co się później oczywiście odbija na nieefektywności wykonywania swoich zaległych również obowiązków.
Kolejna mała rzecz, która robi wielkie zamieszanie.
Nie widzę nic przyjemnego w uczuciu wiercenia dziury w głowie, rozlewającego się aż od czubka łba do szyi gdzieś tam. Jeszcze tylko do "szczęścia" brakuje mi bólów menstruacyjnych.
Chyba gdzieś tutaj, w tych codziennych i mniej codziennych dolegliwościach kobiet, kryje się geneza naszej natury. Niektóre choroby dotykają przeważnie kobiet - migreny, nerwice i inne choroby duszy. Chandry, depresje, wymieniać można długo. Nie wspomnę już o tym, że zostałyśmy obdarowane przez matkę naturę umiejętnością "wyrzucania" z siebie małych człowieczków. Gdzie te małe człowieczki, przez dziewięć miesięcy wysysają z nas wszystkie witaminy i składniki mineralne, sprawiają, że wchłaniamy dwa razy więcej jedzenia niż jesteśmy w stanie zmieścić a później dostajemy wzdęć i zgagi, doprowadzają do burzy hormonów porównywalnej z huraganem Katrina, zajmują dosyć sporo miejsca w brzuszku i naciskają na pęcherz, nie wspomnę już o tym, że większą połowę kobiet doprowadzają do nadwagi, rozstępów, cellulitu... Nawet nie chcę wyobrażać sobie bóli porodowych. Ktoś inteligentny, albo i nie, porównał je do palenia się żywcem.
Być kobietą, być kobietą!
Kobiety wszystkim się przejmują, skwitował raz rektor na jednych z tych nudnych zajęć. Nie powiedział tego złośliwie, jednak kiedy z rzutnika zaczęły się wyławiać demotywatory z półnagimi kobietami w roli głównej, stwierdziłam kolejny paradoks stosunków damsko-męskich.
No bo, który facet nie narzeka, na kobiecą logikę, na kobiece humory, kobiece cokolwiek? Ale żyć bez kobiet nie potrafią, dostali gdzieś tam taki bonus, że ich niańczyć trzeba, a jak już się odizolują od mamusi no to przecież trzeba znaleźć zastępstwo, nie?
Męska logika również pozostawia wiele do życzenia - dlaczego kobieta, która sypia sobie sportowo z facetami jest zwykłą dziwką i się nie szanuje, a facet, który wyrywa dupcie na dyskotekach i też sypia sportowo z różnymi panienkami jest asem? Wymagają od kobiet, żeby się szanowały, ale przyjdzie co do czego, to tych "nie szanujących się" nie skwitują pewnym dobitnym słowem, a skorzystają z okazji.
Mogłabym tych paradoksów wymieniać bez liku. Tylko po co? Według mnie kobiety są głupie, a faceci otępiali.
Kobiety są głupie - bo przejmują się głupotami, tak, niektóre z przesadą - np.: swetrem się przejmują, że im nie pasuje do skarpetek. Martwią się na zapas - owszem, stwarzają problemy których nie ma. Są naiwne - są, niektóre na tyle, że myślą, że dupą świat podbiją.
Faceci są otępiali - nie wykazują żadnych z powyższych cech, ani innych świadczących o ich "uczuciowości", wydaje się, że taki facet to tylko jest dawcą nasienia i po to, żeby siaty pełne zakupów ponosić. Generalnie, czasami ma się wrażenie, że faceci nie wykazują żadnych cech świadczących o użyciu przez nich mózgu. No cóż, takim to lepiej w życiu.
Co nie zmienia faktu, że niektórzy są przemieszani i występują osobniki płci żeńskiej i męskiej, które dostały od matki natury mózg w połowie męski, w połowie kobiecy, co według mnie było dobrym posunięciem ewolucji. Oczywiście darujmy sobie wspominanie o ewenementach typu: "Jestem Kasia, ale za rok będę Adrianem, ponieważ mój mózg trafił do złego opakowania w procesie produkcji".
I skąd jest to ogólne nierozumienie siebie nawzajem? Otóż - kobiety nie są w stanie zrozumieć facetów, bo nie są w stanie zrozumieć samych siebie. A faceci - hm... mam wrażenie, że się im po prostu nie chce. Są prości jak budowa cepa, toteż nie będą sobie procesów myślowych podnosić i komplikować.
Żeby nie było - nie, nie jestem skrzywdzoną przez los pizdusią, która się wyżywa. Seksu też mi nie brakuje. Facet też mnie nie skrzywdził. W ciąży nie byłam, że tak pierdolę, to tylko moje obserwacje. Ja tylko stwierdzam pewne fakty, którymi mogę się tutaj anonimowo podzielić i są one poniekąd pisane żartobliwie i ironicznie. Wszystko jest wyolbrzymione i stanowi delikatną karykaturę rzeczywistości. Tak więc proszę się nie oburzać - ten post to czysta abstrakcja teoretyczna i można go wziąć w dużą klamrę i napisać ceteris paribus. Rozumiecie?
Poza tym - żeby w sposób rzeczywisty to odzwierciedlić, musiałabym pisać całe życie, a mnie się wybitnie nie chce. Wolałabym pisać o czarnych dziurach i prowadzić badania na temat poszerzającego się kosmosu, albo obalać dotychczasową matematykę niż opisywać różnicę między kobietami i mężczyznami, bo tutaj wszystko sprowadza się do wniosku w jednym zdaniu: Mamy inne mózgi! Czy dostanę za to Nobla?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz