No to zaczynam, swego rodzaju podróż po odmętach internetu i blogów, z którymi bądź co bądź miałam doświadczenie już wcześniej, ale długa to i nudna historia, no i na co komu i po co? Nie wiem.
To tak na słowo wstępu, żeby nie było byle jak i byle gdzie nadziubdziane, tudzież wyrzygane, czy cokolwiek, żeby było ładne i posypane pudrem, żeby wydawało się, że to nie kolejne gówno, a pączek.
Co mnie skłoniło do stworzenia tego bloga nie przynoszącego nikomu korzyści, ani jakiejkolwiek odrobiny czegokolwiek - nie wiem. Może pchnięta emocjami i chęcią wyżalenia się, jaki to okrutny świat jest podświadomie tu wlazłam i stworzyłam to... coś.
To coś będzie absurdalne, nielogiczne i niezrozumiałe. Można w tym momencie wyobrazić sobie kurze wątpia wkręcone w szprychy dziecięcego rowerka. O tak, tak właśnie TO będzie wyglądać. I tak samo będzie się to czytać.
Adres być może i nie będzie adekwatny do tego co tu wypisywać będę, gwoli uściślenia - logika realizmu nie będzie miała nic wspólnego ze mną, a już tym bardziej z moją logiką, którą logiką nazwać w sumie nie wypadałoby. Ot, napatoczył się adres taki, a nie inny. Równie dobrze, blog mógłby mieć adres: "pinki20cm.blogspot.com".
Natomiast mój pseudonim twórczy Alice Liddell, przyjęłam taki, a nie inny gdyż:
primo - chcę pozostać anonimowa. Tak, anonimowa - znaczy - nie będę tu wrzucać swoich słodkich foci zrobionych nikonem w nowym płaszczyku od Zary, nie będę robić zdjęć swojej super-pseudo-hipsterskiej kawie (a raczej latte, czy innemu shitowi, ponieważ zwykła kawa z mlekiem nie jest już taka fajna... jeszcze jakieś dizajnerskie ciasteczka trzeba by było do tego dorzucić, nie jakieś tam zwykłe eco-bio od babci... teraz to nawet eco-bio musi ładnie się prezentować). Tyaaa, nie będę pitolić o modzie, która nie istnieje, bo wątpię by ktokolwiek z przeciętnych osobników na tej planecie reflektował na kupowanie i ubieranie czegoś co wygląda jak worek na śmieci, za sumkę równoważną czterem tonom zwykłych worków na śmieci bez tej fajnej metki.
No (tak wiem, że nie zaczyna się zdania od "no") chyba, że tylko ja mam takie mniemanie, to też w tym momencie staję się tak offowa i nie na miejscu, jak kocie gówno na delikatnym i kunsztownym spodeczku z chińskiej porcelany.
secondo - nie będę tutaj przytaczać tekstu rodem z wikipedii, na temat tego kim była Alice Liddell, ot tak sobie się z nią utożsamiam, bo mam ku temu kilka powodów, których nie nadmienię, ale które prawdopodobnie gdzieś wyjdą w mojej dalszej nędznej twórczości.
tertio - to takie trochę tragiczne według mnie, przyjmować pseudonim. Nie żebym się tym podniecała i omdlewała z tego powodu, ale lans dla mas być musi.
Reasumując - nie wiem (tak, lubię to, że nie wiem, już to wyszło na wierzch?) po co, dlaczego, dla kogo, czy po kiego grzyba ten blog. Może po to, żeby swoje codzienne frustrację tutaj wyładować? Może po to, żeby odpocząć od rzeczywistości, która codziennie wali mnie młotkiem po głowie o 4 nad ranem i krzyczy, drze się po mnie, nie daje spać po nocach? Może o tym, że życie wcale nie jest takie kolorowe, jak lansują media i blogi dziewczynek, które zarabiają na tym, że cykają sobie fotki w nowym pantoflach z H&M? Hm, o tym już wszyscy wiedzą, że życie jest twarde jak te modyfikowane genetycznie jabłka, reklamowane na straganach przez uroczego staruszka w dziwnym kapeluszu. Nie wiem...
"Rzeczywistość, która wali młotkiem po głowie".
OdpowiedzUsuńJa na to mówię, Pan z obuchem - skurwiel pojawia się na ogół jak tylko wyjdę z domu. Nienawidzę go.
Pan z obuchem. Hm, też tą pizdę będę musiała jakoś nazwać.
Usuń